Dawno, dawno temu po raz pierwszy przyjechałem do Radzymina. Po umiejętnej walce o miejsce w autobusie na warszawskim Dworcu Wileńskim, wąską i wyboistą drogą dojechałem w nieprawdopodobnym ścisku do niedużej miejscowości.
Przywitały mnie zasypane śniegiem ulice, drewniany ośrodek zdrowia, który nie pamiętał remontu, zażelaziona woda ze studni głębinowej, która pozostawiała trudne do wymycia zacieki, wszechobecne egipskie ciemności i telefon na korbkę. Radzymin nie był chyba oczkiem w głowie ówczesnych władz, choć przyciągał spokojem i serdecznością.
Nie wiedziałem wtedy, że po kilku latach stanę się mieszkańcem Radzymina i będę świadkiem przeobrażania się historycznego, niedofinansowanego brzydkiego kaczątka w nowoczesne miasto, konsekwentnie uzbrajane we wszystko, co oferuje technika.
Niezwykła wręcz dbałość o naszą historyczną tożsamość sprawiła, iż nie dziwią nas dzisiaj wizyty najwyższych władz naszego kraju, uroczyste obchody Bitwy Warszawskiej, maratony, festyny, relacje w telewizji. Z ciekawością czytam blogi mieszkańców pobliskich miast, którzy z nutą zazdrości wskazują na nasze niezwykle szybko rozwijające się miasto za wzorzec w regionie. Przyglądam się z satysfakcją na rozwijające się stare i nowe zakłady pracy, osiedla, usługi, sklepy, jak nasze szkoły i ośrodek zdrowia pięknieją z dnia na dzień. Bez wątpienia wykonano niewyobrażalną pracę w ekspresowym tempie, aby nadrobić stracony czas. Wiele lat temu spotkałem (świeżo upieczonego wówczas) burmistrza Radzymina pana Zbigniewa Piotrowskiego, który roztaczał przepiękną wizję dynamicznego rozwoju naszego miasta. Dorzucając węgla do pieca i rąbiąc drewno do kominka pomyślałem, że musiałby nastąpić cud ,abyśmy mogli dokonać przeskoku cywilizacyjnego. Kiedy pierwszy raz odwiedzałem uroczą Lipnicę Murowaną, sławną z wielkich palm wielkanocnych, zobaczyłem na ścianie tamtejszego urzędu drzewo genealogiczne, a na nim zasłużonych mieszkańców, którzy poświęcili kawałek swojego życia służbie publicznej. Niezwykły widok. Zrozumiałem, iż rodzina Piotrowskich to z dziada pradziada oddani patrioci, niezwykle zasłużeni w służbie publicznej oddani mieszkańcy. Mając takich przodków i taką tradycję, służbę publiczną traktuje się jak misję, a nie obowiązek. Tylko tacy ludzie mogą dokonywać niemożliwego, wnosząc ponad miarę entuzjazm, pasję i poświęcenie.
Ogromne zmiany dokonały się. Radzymin ma szczęście do wspaniałych ludzi.
Jarosław Cybulski
(Autor jest współtwórcą i wieloletnim prezesem firmy „Soraya”,
zasłużonym i zaangażowanym w działalność społeczną mieszkańcem Radzymina)