Spływ Niepodległości tratwą „Pielgrzym” wyruszył 15 sierpnia na Westerplatte, gdzie miał dotrzeć 1 września na obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej. Rejs uroczyście rozpoczęliśmy w Popowie, co było spowodowane niskim stanem wody w rzece Bug. Miesiąc wcześniej, po technicznym zwodowaniu tratwy na plaży w Wyszkowie, spłynęliśmy do punktu startowego, którym była przystań Ośrodka Wypoczynkowego Ministerstwa Sprawiedliwości.
Pierwszy nocleg mieliśmy w porcie Nieporęt. Żegluga po kanale Żerańskim odbyła się spokojnie, wrażenie za to zrobił na uczestnikach port Żerański i sama śluza. Prawdziwe emocje zaczęły się w momencie wpłynięcia na Wisłę. Powiedzieć dzika rzeka, to powiedzieć niewiele… Wisła okazała się być usłana wieloma głazami, zwalonymi drzewami, progami kamiennymi, o łachach piachu nie wspominając. Do tego dochodził bardzo silny nurt wody. I nie tyle zagrażało to samej tratwie co dwóm jachtom, które miały tyczyć trasę dla naszego okrętu flagowego. Konstrukcja jachtów jest oparta o laminat szklany i ich niezamierzony kontakt z twardymi przeszkodami mógł się zakończyć fatalnie. Tu przydało się doświadczenie skipperów ze KŻ Spinakera.
Sam „Pielgrzym” okazał się udaną konstrukcją, metalowe pływaki zakończone dziobnicą świetnie radziły sobie z niebezpieczeństwami czyhającymi w odmętach Wisły, inaczej sprawa wyglądała z przykosami piachu. Najwięcej emocji dostarczyło pierwsze wejście tratwy na mieliznę. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, metodą prób i błędów dorobiliśmy się technologii schodzenia z tych niebezpieczeństw. Wiązało się to z bezpośrednim kontaktem załogi z wodą, co czyniono tym chętniej, że dzień był naprawdę upalny. Tak dopłynęliśmy do przystani w Modlinie, gdzie czekał Pan Burmistrz Nowego Dworu Jacek Kowalski, który niezwykle serdecznie nas przywitał. Było to tym bardziej sympatyczne, że dopłynęliśmy dopiero o godzinie 21.00. Tam też przywitał naszą ekipę na swojej tratwie Cezary Gmyz, który to okazał się nie tylko sprawnym publicystą, ale również miłośnikiem pływania po Wiśle i sympatycznym towarzyszem podróży. W dniu następnym dołączył do naszego spływu.
Kolejny dzień to dalsze zmaganie się z trudnościami, które serwowała nam Wisła, ale my już byliśmy na to przygotowani. Droga do Czerwińska okazała się o wiele spokojniejsza, lecz przygód nie brakowało. Wieczorem dopłynęliśmy do kolejnego etapu podróży jakim był Czerwińsk. Tu również byliśmy niezwykle miło witani, tym razem przez Wójta Marcina Gortata. Również w Czerwińsku zostaliśmy zaskoczeni przylotem kpt. Jerzego Pielacińskiego, który będąc sam kapitanem żeglugi śródlądowej tym razem przybył w pilotowanym przez siebie śmigłowcu. W kolejnym dniu to jego statki rzeczne
i śmigłowiec będą nas oficjalnie witały w Płocku. By tego było mało do brzegu niebawem dobiła szkuta (rodzaj dużej łodzi rzecznej), którą to entuzjaści pływania po Wiśle zbudowali na wzór łodzi używanych w średniowieczu do transportu towarów. Następnie zwiedziliśmy Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia, której historię przedstawił nam ks. Proboszcz. Zmęczeni, ale pełni wrażeń szykowaliśmy się do kolejnego dnia podróży.
Kolejny odcinek wiódł do Płocka i był o tyle istotny, że nasz spływ był elementem uroczystości poświęconych wydarzeniom wojny dwudziestego roku w Płocku, w tym w zatopieniu statku rzecznego „Batory”, który brał udział w obronie mostów na Wiśle. Obrona Płocka i przepraw na Wiśle to jeden
z kluczowych momentów w Bitwie Warszawskiej. W imieniu Prezydenta zostaliśmy przywitani przez Panią Joannę Żabkę. Poznaliśmy nowych przyjaciół z Bractwa Św. Barbary – Ludzi Działających na Wiśle, Towarzystwa Przyjaciół Płocka, LMiR oddział w Płocku, Urzędu Miasta. Były z nami też liczne media Płocka TV, TVP3 czy Dziennik Płocki. Płock był tym miejscem, gdzie mieliśmy możliwość odpoczynku po pierwszym „survivalowym” odcinku. Czas ten wykorzystaliśmy na zwiedzanie miasta, wymianę części załóg, drobne naprawy i uzupełnienie zapasów. Przed nami był już odcinek wielkiej wody aż do Włocławka i dalej do Torunia, ale o tym w następnej relacji.
/Marek Siekierski/