Komu potrzebne jest Legionowo? (25.09.2012)
„Gdyby dureń zrozumiał, że jest durniem automatycznie przestałby być durniem. Z tego wniosek, że durnie rekrutują się jedynie spośród ludzi pewnych, że nie są durniami”.
Ten aforyzm Stefana Kisielewskiego nic nie stracił na aktualności. Wieloletni felietonista „Tygodnika Powszechnego” i paryskiej „Kultury” nie bał się ostrych sądów. Nie bał się iść własną drogą, pisząc rzeczy mało popularne. Historia przyznała mu rację. Cóż ma Kisiel do Legionowa? Otóż ma i to wiele. Legionowo za jego czasów było małą, zapyziałą, mazowiecką mieściną. Dopiero po 1989 roku miasto urosło w siłę i wypiękniało. Stało się to zwłaszcza w ciągu ostatniego dziesięciolecia. Podwaliny rozwoju zapoczątkował rozwój budownictwa spółdzielczego w końcówce lat 70. ubiegłego wieku. To wtedy wyrosły słynne legionowskie blokowiska. Owe blokowiska przez całe lata pełniły rolę sypialni, dla leżącej za miedzą Stolicy. W Legionowie się spało -do pracy jeździło się do Warszawy. Z upływem lat sytuacja uległa zmianie, ale zupełnie nie diametralnej. Legionowo nadal jest sypialnią Warszawy, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Jest wygodnym miejscem do mieszkania. Powietrze tu czyste, trawa nadal zielona. Brak smrodliwego, uciążliwego przemysłu jest i zaletą, ale i wadą. Wszak przemysł generuje wzrost miasta. Z bycia samą sypialnią trudno zdobyć się na cywilizacyjny rozwój. Władzom miasta brak przemysłu jakoś dotychczas nie przeszkodził w umiejętnym prowadzeniu wzrostu. Wielka to zasługa Unii Europejskiej. Za sprawą unijnych funduszy miasto zbudowało wiele. Powstał Ratusz, powstała Arena. Wybudowano nowe drogi, chodniki. Powstały place zabaw. Wypiękniały szkoły. Nadal za mało jest publicznych żłobków i przedszkoli. W zapasie czeka budowa Centrum Komunikacyjnego. To chyba jedna z ostatnich inwestycji zbudowana dzięki zewnętrznym pieniążkom. Potem przyjdą ciężki e czasy. Trudno będzie prowadzić wielkie inwestycje. Kryzys już daje znać o sobie. Z powodu owego światowego kryzysu ubożeje społeczeństwo. Widać to już i w Legionowie. Sporo tu nowych, czekających miesiącami na wynajem lokali. Są i nowe mieszkania do wzięcia „od zaraz”. Wielu zdaje sobie pytanie: co dalej? Jak będzie za miesiąc, za rok. Co nam przyniesie przyszłość. Każdy myślący człowiek takie pytania winien sobie zadawać. Pytania takie winny zadawać sobie też sprawujący władzę. Na pozór wszystko w Legionowie działa jak w zegarku. Wspomniany Kisiel z pewnością by rzekł „Nuda Panie w tym Legionowie”. Sesje rajców miejskich przebiegają sprawnie. Są nudne. Decyzje zapadają niczym w dobrze zorganizowanej fabryce, gdzie „taśmowo” podejmuje się decyzje. Co władza wymyśli zostaje uchwalone i zaklepane. Trochę to przypomina czasy PRL-owskiego Sejmu, gdzie to marszałkowie Gucwa albo Wycech laską stukali w podłogę. To były czasy prawie niemego Sejmu. Nieliczna opozycja z koła Znak jedynie wydawał popiskiwania. Popiskiwanie było jednak słyszalne. W naszej Radzie Miejskiej też czasami popiskiwanie słychać, ale nikt się nim nie przejmuje i nikt popiskujących nie bierze serio. A warto chyba, by coś w tej materii uległo zmianie. Czasy jednomyślnej zgodności, przyciętej według sztancy powoli się kończą. Pora na czas twórczej zadumy. Nad miastem. Na pierwszy rzut oka wszystko idzie wspaniale jak dawniej. Miasto zdobywa nagrody, chwali się niezłym miejscem w ogólnopolskich rankingach. By ten czas chwalby trwał nadal sytuacja musi dojrzeć do zmian. Cóż bowiem za rok czy dwa warte będą owe rankingi? Tyle, co wart papier na którym je wydrukowano. Zbliżają się trudne czasy. W nich wielka rola do spełnienia dla władających miastem. Mam na myśli nie tylko urzędników z Ratusza, ale nade wszystko radnych. To na nich będzie spoczywał ciężar sprawowania władzy. To od nich zależeć będzie przyszłość miasta i jego mieszkańców. Teraz pora na wytłumaczenie się z tytułu. Mam nieodparte wrażenie, że stawiając pytanie „Komu potrzebne jest Legionowo?” w pierwszym rzędzie przychodzi na myśl rzesza urzędników z Ratusza. To im potrzebne jest miasto dla spokojnego i w miarę wygodnego żywota. Także radnym. Potem następuje cała rzesza ludzi żyjących „z miasta i na jego koszt”. I nic w tym zdrożnego. Ale Legionowo potrzebne jest też pani np. Kowalskiej, jest potrzebne piszącemu te słowa. To także moje- nasze- miasto. Tu mieszkamy, tu żyjemy. I zależy nam na jego pomyślności i rozwoju. Fajnie by było, by myślenie o mieście, jako dobru wspólnym wznosiło się na pozom wyższy, niż comiesięczne pensje, diety i inne „obrywy”. Nadchodzący czas zmusi do takiego myślenia i działania. Bez tego i 20 super działów miejskiej promocji i marketingu w niczym nie pomoże. Pora zabrać się do rzeczywistej roboty. Czas ucieka.
rwc