Blisko rok temu – 25 maja 2017 r. umowę na zadanie „Budowa ciągu pieszo -rowerowego na moście drogowym w Wyszkowie” z ramienia firmy Warszawskie Przedsiębiorstwo Mostowe MOSTY Sp. z o.o. BUDOWNICTWO Spółka Komandytowa, z siedzibą ul. Marywilska 38/40, 03-228 Warszawa, podpisał Andrzej Michał Kowalik – prezes Zarządu. Obecny był także Czesław Prędota – inspektor nadzoru inwestorskiego. W imieniu gminy Wyszków umowę podpisał burmistrz Wyszkowa Grzegorz Nowosielski.
Informację przyjęto entuzjastycznie, ale jak się okazuje nie mamy się z czego cieszyć. Roboty rozpoczęły się właściwie w ostatnim momencie, późną wiosną 2018 r. Firma ma zakończyć prace w sierpniu, akurat, aby był czas na huczne przecięcie wstęgi i pochwalenie się, jak to burmistrz Wyszkowa Grzegorz Nowosielski dba o dobro mieszkańców.
Nic bardziej mylnego.
O potrzebie przerobienia mostu, który był remontowany w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, mówiono od lat. Wtedy dla bezpieczeństwa wmontowano metalowe zapory i chodniki z obu stron mostu zwęziły się do pojedynczego śladu – dwa rowery się nie wyminęły, a kobieta z wózkiem blokowała chodnik na całości mostu. We wszystkich materiałach i strategiach dla Wyszkowa przewija się sprawa kładki przez rzekę Bug. Tak co parę lat pada hasło zagospodarowania nadbrzeża i tej nieszczęsnej przeprawy dla mieszkańców. Żadna to łaska, że burmistrz wybrany blisko 16 lat temu pod koniec czwartej kadencji „załatwił” poszerzenie mostu przez doklejenie kawałka chodnika, który szumnie nazywano „Budowa ciągu pieszo -rowerowego na moście drogowym w Wyszkowie”.
Serce jednak boli, gdy sięgnie się po te z 2007 roku rozwiązania architektoniczne, które uatrakcyjniłyby brzeg naszej rzeki od strony parku i Wyszkowa.
Poniżej przypominam projekt arch. Wojciecha Smółkowskiego z przepięknymi i funkcjonalnymi rozwiązaniami – ciągami pomostów, platform widokowych, specjalnymi zejściami na nabrzeże oraz fantastycznymi wejściami z pomostów do uporządkowanego parku z miejscem na kawiarnię, zatoką na wysokości budynku LOK-u. Wszystko na solidnych słupach – podporach, aby woda nie zaszkodziła i można było korzystać przez cały rok z uroków rzeki. Rozwiązanie, które rozpoczynało się od obecnego skweru Jana Pawła II, a kończyłoby się za mostem kolejowym.
Pierwszy też raz, padł pomysł o przerzuceniu kładki nad Bugiem z wyjściem na Latoszek, połączenie centrum Wyszkowa poprzez park, kładkę do Rybienka Leśnego. A co mamy z tych pięknych planów – no owszem oświetlenie wzdłuż parku i chodniczek, trochę ławek i zero zatoczki, czy basenu na łodzie, zarastające, zaniedbane i mało atrakcyjne „główki”, którymi nie da się przejść oraz dumę włodarza Wyszkowa – taras widokowy od strony skweru poniżej Kościoła i Sanktuarium Św. Idziego.
Od momentu ogłoszenia dotyczacego zwężenia do jednego pasa przejazdu przez most kierowcy przeżywają gehennę. Wszechobecne korki spowodowane radosną twórczością samorządu w roku wyborczym kolosalnie utrudniły życie mieszkańców całego miasta, a przejazd przez Wyszków, nieważne w jakim kierunku, przypomina slalom przez przeszkody. Pół biedy, gdy się jest mieszkańcem Wyszkowa, to jakoś tylko im znanymi, mniejszymi uliczkami lawirują między jedną, a drugą budową. Obwodnica Śródmiejska, ul. Dworcowa, ul. Leśna… – wszystko to można było moim zdaniem rozpocząć, czy modernizować wcześniej, kilka lat temu.
To, że w tej chwili obecnej most jest przejezdny tylko w jedną stronę znów znacznie utrudniło życie wszystkim. Od blisko dwóch tygodni (od 15 maja) mieszkańcy wszystkich dzielnic po lewej stronie rzeki muszą dojeżdżać do miasta przez dwadzieścia minut, jeśli na obwodnicy nie ma korka, a przy jakimkolwiek wypadku, czy zatrzymaniu się ruchu ponad czterdzieści minut. Przejazd przez Wyszków dla innych stał się wielkim problemem, a ominąć nie ma sposobu.
Co prawda nie zgadzam się z tezą, że nie było innego wyjścia i dobry gospodarz miasta powinien był pomyśleć o tym kilka lat temu. Po co rozregulowywać cały ruch samochodów, stwarzać takie utrudnienia, jeśli można było pójść za przykładem sąsiednich miast, a nawet pomyśleć o rzeczywistym skomunikowaniu obu brzegów rzeki Bug na wysokości Latoszka. Po co pchać się w inwestycję, która spowodowała nie tylko olbrzymie problemy drogowe, ale też na czas lata, które zapowiada się pięknie, doprowadziło do dewastacji terenu, gdzie od zawsze była plaża miejska. Rozbebeszony most, zakaz wjazdu do Wyszkowa, likwidacja jedynej plaży w naszym mieście… A wystarczyło popatrzeć na Pułtusk, gdzie 19 grudnia 2015 r. oficjalnie została oddana do użytku kładka dla pieszych i rowerzystów przez rzekę Narew. Czy naprawdę Wyszkowa nie stać było na wygodne, bezkolizyjne i nowoczesne rozwiązanie? Trzeba też zaznaczyć, że Narew to znaczne szersza rzeka niż obecny „wypiaszczony”, zarośnięty chaszczami Bug – rzeka, płynie zaledwie pod dwoma przęsłami mostu. Obok zamieszczam zdjęcia jak potężną kładkę zbudowano w Pułtusku i było na to ich stać, bo tam rzeka Narew jest ważna, niezbędna dla ruchu turystycznego, a potrzeby mieszkańców są zauważane. Kładka w Pułtusku o szerokości 4,75 m, długości całkowitej 251,90 m i nośności do 3,5 t, w świetle podpór, stworzyła bezpieczne warunki komunikacji między prawobrzeżnym i lewobrzeżnym Pułtuskiem. Obliczona jest na ruch pieszych, rowerzystów, pojazdów uprzywilejowanych i autobusów elektrycznych (rzeczywiście tam kursują). Aż żal, że gmina Wyszków i burmistrz Grzegorz Nowosielski nie myślał perspektywicznie i przyszłościowo. Teraz tą szansę pogrzebano, bo właśnie ekipa budowlana rozmontowywuje most kołowy, aby dokleić kawałek chodniczka dezorganizując życie wszystkim. Oczywiście koszt naszego doklejenia jest niższy niż ten wydatkowany przez Pułtusk (9 216 563,25 zł), ale w ten sposób pozyskali też środki RPO Województwa Mazowieckiego w kwocie blisko 2,5 mln zł. Czy Wyszkowa nie było stać na śmiałe plany, może decyzję o mniej solidnym przejściu nad Bugiem niż tym wybranym w Pułtusku? Czy Gmina nie potrafi pozyskać środków zewnętrznych?
Pytań jest wiele, dlatego mogę przypuszczać, że ta słaba i biedna kładka jest inwestycją „na odczepnego”.
/Janina Czerwińska/