Cóś tu nie gra… (06.12.2011)
Od 30 listopada Ostrów ma dwóch (a w zasadzie dwoje) wiceburmistrzów. Do przebywającego od ponad miesiąca na lekarskim zwolnieniu Zbigniewa Gałązki, dołączyła Danuta Janusz, którą burmistrz Krzyżanowski powołał na swojego pierwszego zastępcę.
Tym samym Zbigniew Gałązka spadł na pozycję drugiego wiceburmistrza. O powołaniu nowego wiceburmistrza, nasza redakcja dowiedziała się już po fakcie, gdyż nie zostaliśmy powiadomieni przez stosowne ratuszowe służby ani o spotkaniu, na którym burmistrz Krzyżanowski przedstawił swój najnowszy pomysł personalny, ani o konferencji dla mediów, która miała miejsce jeszcze tego samego dnia. Czyżby nas tam nie lubiano? Wprawdzie mogliśmy się czegoś takiego domyślić po tym jak przez cały niemal rok nasza gazeta miała szlaban na wejście do ratusza, ale taką radosną informacją o „tak wielkiej szansie dla przyszłości naszego miasta”, mógł się przecież burmistrz podzielić również z nami.
Ostrów jest jednak bardzo plotkarskim miastem, a poza tym wiele osób ma komórki i dyktafony, więc mimo tego informacyjnego embarga, coś niecoś do nas dotarło. Przedstawiając swojego nowego zastępcę burmistrz miał stwierdzić, że jest to osoba kompetentna. Pani Janusz nie jest w Ostrowi kimś nieznanym, gdyż przy okazji każdych kolejnych wyborów, mieszkańcy miasta mieli wielokrotnie okazję poznać dość dobrze jej życiorys. W latach 2006-2010 była radną wojewódzką, mazowieckim wicekuratorem oświaty, a obecnie pracuje w Mazowieckim Centrum Pomocy Społecznej jako wojewódzki ekspert ds. informacji o narkotykach i narkomanii. Przypomnijmy jeszcze, że wcześniej była dyrektorem szkoły rolniczej w Lubiejewie, a także krótko przewodniczącą Społecznej Rady Szpitala, którego dyrektorem był wówczas obecny burmistrz.
Mimo objęcia nowego stanowiska, pani wiceburmistrz będzie nadal pracowała jako wspomniany ekspert wojewódzki ds. informacji o narkotykach i narkomanii. Natomiast nie wiadomo jeszcze tak do końca, jakie będą jej obowiązki w ostrowskim Urzędzie Miasta. Z tego co powiedział burmistrz, nowa zastępczyni będzie zajmowała się oświatą, a nad innymi działaniami, którymi będzie kierowała, na razie oboje dyskutują. Jednym słowem, zatrudniono nową osobę, dano jej oświatę, no bo przecież ma takie doświadczenie, a teraz usiłuje się dorobić ideologię do hasła i znaleźć jeszcze coś, co mogło by jej pasować. A przecież nie tak dawno, właśnie pod kątem oświaty zatrudniony został w ratuszu Waldemar Skurzyński jako naczelnik nieistniejącego jeszcze nowego wydziału. Czym w takim razie zajmuje się sekretarz miasta? Jego poprzednik miał w zakresie swoich obowiązków właśnie nadzór nad oświatą i jakoś to wszystko godził. Ciekawe, że już pierwszego dnia urzędowania, obecni na konferencji prasowej dowiedzieli się, że pani wiceburmistrz ma się zorientować „czy jest możliwość naprawienia problemów w oświacie”. O jakich problemach mowa i skąd wiadomo już pierwszego dnia, że są. Potem okazało się, że „są one niejednokrotnie związane z napiętym budżetem miasta”. Proponujemy prostsze rozwiązanie. Wystarczy zatrudnić jeszcze kilku ekspertów do naprawiania miejskiej oświaty (i nie tylko) i ten napięty budżet sam się rozepnie. A swoją drogą, nie tak dawno jeszcze, obecna pani wiceburmistrz wychwalała na wszelkich spotkaniach dokonania poprzedniej ekipy, również na polu oświatowym. Strach, jaka ta pamięć ludzka jest zawodna.
Wątpliwości budzą również inne wypowiedzi, jakie padły podczas wspomnianego spotkania i konferencji prasowej, gdyż mówiąc kolokwialnie, nie trzymały się kupy. Cóś tu nie gra – jakby powiedział pan Miecio z Pragi (tej warszawskiej). No bo jeśli burmistrz mówi, że „od 15 lat nie było w administracji samorządowej osoby, która opiekowałaby się oświatą”, to albo czegoś nie wie, albo (mówiąc delikatnie) mija się z prawdą. Od 20 bowiem lat oświatą w Ostrowi zajmował się sekretarz miasta oraz pracownik Urzędu Miasta na kawałku etatu. I to wystarczało. Do „zajmowania się oświatą” był także powołany Zakład Obsługi Jednostek Oświatowych, zapewniający obsługę finansową szkół i przedszkoli oraz wspomagający dyrektorów tych placówek w zakresie remontów, inwestycji, pozyskiwania środków. Gwoli ścisłości burmistrz wkrótce jednak przypomniał sobie o opiece sekretarza miasta nad oświatą, ale jaki stwierdził: „tak poważnym tematem nie może zajmować się osoba ze ścisłego kierownictwa”. No, to już jest prawdziwa masakra. A wiceburmistrz miasta (i to w dodatku pierwszy) to jakie kierownictwo? Luźne, czy rzadkie?
Cóś tu nie gra… Być może miejską oświatę należy wspomóc, ale chyba nie w ten sposób. Bardziej prawdopodobne wydają się inne wytłumaczenia tej kolejnej roszady personalnej burmistrza Krzyżanowskiego, na które zwracają uwagę obserwatorzy lokalnego życia (pożal się Boże) politycznego. Albo jest to zagranie na nosie radnym z sojuszniczego (???) ugrupowania Eugeniusza Gałązki za to, że zachowują się niezgodnie z oczekiwaniami burmistrza, albo też jest to przygrywka do wyatutowania Zbigniewa Gałązki z ratusza po jego powrocie ze zwolnienia. Burmistrz sam stwierdził, że jeszcze nie wie co zrobi. W każdym razie Zbigniew Gałązka stracił już swój gabinet, w którym zasiadła pierwsza wiceburmistrz. Przed jej intronizacją, wspomniany gabinet został komisyjnie otwarty, komisyjnie również spisano i spakowano ruchomy dobytek jej poprzednika. Ach, jak niektórzy kochają komisje i zbiorową odpowiedzialność! Jest jeszcze kilka innych domniemań odnośnie powołania drugiego wiceburmistrza. Niektórzy przypuszczają, że zatrudnienie prominentnej członkini PSL mogłoby wpłynąć na poprawę stosunków władz miasta z marszałkiem Adamem Struzikiem, mocno nadwątlonych po żenującej wpadce z budową ulicy Lubiejewskiej, która miała być częściowo sfinansowana przez Urząd Marszałkowski. Ludzie jeszcze bardziej podejrzliwi sugerują natomiast makiaweliczną wręcz alternatywę. Uważają oni, że prawdziwym celem obecnego burmistrza jest triumfalny powrót do powiatu (a powiat = szpital) i mały flirt z PSL-em może okazać się tutaj bardzo potrzebny i pożyteczny. Ale z pewnością są to brzydkie podejrzenia, bo przecież ktoś kto szedł do wyborów z tak wzniosłymi hasłami, nie może być do tego stopnia przewrotny.
Pewnie nie byłoby tego wszystkiego i tylu domysłów, gdybyśmy mogli bywać na ratuszowych pokojach i brać udział w konferencjach dla mediów (nawet tych na poły konspiracyjnych). Wtedy pan burmistrz osobiście, w szczerej z nami rozmowie, z pewnością rozwiałby wszelkie wątpliwości i niedomówienia (pomówienia). A tak, dalej cóś tu nie gra…
Andrzej Mierzwiński