ggg ggg ggg

Mniej państwa w państwie, czyli znów o sądach… (07.02.2012)

W tegorocznym „Kurierze W” Nr 4 poruszyliśmy sprawę reformy organizacji sądownictwa w kraju, a poprzez jej pryzmat pomysłu likwidacji Sądu Rejonowego w Ostrowi i utworzenia w jego miejsce od 1 lipca tego roku, wydziałów zamiejscowych sądu wyszkowskiego.
Zamiar ten wywołał, jak łatwo można się domyślić, wiele sprzeciwów i oburzenia na kolejne odbieranie miastu instytucji, które były tutaj obecne od bardzo dawna. Zarówno starosta Kamiński jak i burmistrz Krzyżanowski protestowali przeciwko tej „reformie” podczas spotkaniu z ministrem Gowinem. Obaj powoływali się na historię, dorobek i sprawność ostrowskiego sądu, jego nowoczesną bazę lokalową, likwidację miejsc pracy itp. Również Zarząd Powiatu wypracował i wystosował do Ministerstwa Sprawiedliwości stanowisko sprzeciwiające się likwidacji sądu rejonowego. Argument historyczny, chociaż może nie najważniejszy, jest tutaj wyjątkowo wyrazisty. Na dobrą sprawę początki Ostrowi i jej miejskości, mają swoje źródło właśnie w sądownictwie. To tutaj odbywały się z woli księcia Janusza I (przełom XIV i XVw) sądy książęce, dzięki czemu Ostrowi rosła w znaczenie i w końcu otrzymała prawa miejskie w roku 1434. Należy też podkreślić, że utworzony w roku 1439 powiat ostrowski opierał się nie na strukturze administracyjnej, ale właśnie sądowniczej. Po upadku znaczenia dawnej stolicy Ziemi Nurskiej, w roku 1775 przeniesione zostały tutaj z Nura sądy ziemskie i Ostrów stała się powiatowym centrum sądowniczym we wszystkich dziedzinach prawa, a i później, przez cały okres zaborów rola ta była utrzymana.
Ale nie tylko względy czy sentymenty historyczne przemawiają za utrzymaniem status quo ante. Argumentem decydującym powinny być warunki pracy, a zwłaszcza efekty osiągane przez ostrowski sąd. A te ostatnie stawiają go (a tak naprawdę to jego personel sędziowsko-administracyjny) w czołówce okręgowej, wojewódzkiej i krajowej. Należy przy tym dodać, że od półtora roku skład orzekający został okrojony do 6 sędziów (zamiast 10), którzy mimo to sprawnie i bez zaległości załatwiają taką samą ilość spraw z takiego samego terenu jak dotychczas. I za to mają być ukarani? To przecież nie sędziowie ani pracownicy sądowi z Ostrowi są winni temu, że w innych sądach tworzą się wieloletnie zaległości w orzecznictwie, a na rozstrzygnięcie spraw czeka się całymi latami. Z pewnością coś tu trzeba zmienić, ale tam gdzie się źle dzieje, a nie wywracać i burzyć tego co dobrze funkcjonuje.
       Podobno jest w Ministerstwie Sprawiedliwości urzędnik, który pieczołowicie liczy ile spraw przypada w poszczególnych sądach na każdego sędziego i to ma być jednym z argumentów za wspomnianymi zmianami. Być może taka statystyka pomoże wyłowić te sądy, w których „szanują pracę”, ale może też prowadzić na manowce. Sąd to nie jest praca na taśmie produkcyjnej, gdzie wszystkie wyroby są takie same i wymagają takiego samego nakładu pracy i czasu. Tutaj każda sprawa jest nieporównywalna i każda wymaga odrębnego podejścia, to nie może być sama tylko statystyka. Zresztą i tak nie mamy szans aby pobić rekordy ustanowione w tej mierze przez dawne sądy sowieckie, w których wydawano wyroki bez przesłuchiwania świadków, a często też i pod nieobecność oskarżonych. 
Następną sprawą, która budzi wiele wątpliwości, jest też nierozstrzygnięta jeszcze podobno ostateczna wizja struktury terytorialnej i siedziby sądu rejonowego, który przejąłby ostrowskie zamiejscowe wydziały. Początkowo mówiono o Wyszkowie. W korytarzach Sądu (jeszcze) Rejonowego słyszy się jednak już o kolejnym wariancie, że ma to być Ostrołęka. Najnowsza informacja z tychże sądowych kuluarów może jednak „powalić na glebę” nawet najbardziej odpornych. Według niej podobno siedzibą sądu rejonowego za granicą województwa, ma być Wysokie Mazowieckie (!?), miejscowość niespełna dziesięciotysięczna, będąca siedzibą powiatu liczącego niecałe 60 tys. mieszkańców. Tamtejszy sąd liczy 5 sędziów. Podobno nawet po wchłonięciu (sądowniczym) Zambrowa, będzie to teren zbyt mały i obszarowo i ludnościowo. Aby dobić do wymaganych norm, istnieje podobno pomysł aby do tamtejszego sądu przyłączyć pięć gmin: Andrzejewo, Boguty, Nur, Szulborze i Zaręby Kościelne. Pozostałe gminy byłyby przydzielone do Wyszkowa lub Ostrołęki. Czy myśmy już raz tego nie przerabiali po 1975 roku i tzw. rozbiorze łomżyńsko-ostrołęckim? Czy ktoś dzisiaj pamięta ile wysiłku włożono, aby po 25 latach na nowo sfastrygować powiat ostrowski w poprzednim kształcie? I to ma być ta reforma?
Zastanawiające jest jeszcze jedno. Dziwnym zbiegiem okoliczności miasta, które przewidziane są na siedziby tych zreformowanych sądów rejonowych, mają z reguły swoich posłów. Może nie należałoby wyciągać z tego faktu zbyt daleko idących wniosków, ale wygląda to co najmniej zastanawiająco. Ostrów od lat nie ma swojego reprezentanta na Wiejskiej w Warszawie i od lat systematycznie traci istotne i ważne instytucje, zadawalając się jakimiś substytutami w postaci oddziałów zamiejscowych, filii itp. Za taki stan rzeczy wypadałoby chyba gorąco „podziękować” lokalnym liderom partyjnym, którzy przy każdych kolejnych wyborach przywożą do Ostrowi kandydatów swoich partii spoza powiatu, a nie potrafią siąść przy wspólnym stole i dogadać się w sprawie jednego, własnego, który oprócz tego że pełniłby mandat zgodnie ze złożonym ślubowaniem, działałby również na rzecz swojej małej ojczyzny. Nasz Wspólny Dom – Polska składa się przecież z takich małych ojczyzn, z których każda ma swoje odrębne tradycje, tożsamość, kulturę i potrzeby, nie zawsze zrozumiałe dla ludzi z zewnątrz. A tu podsuwa się wyborcom kandydata z obcego terenu, który potem pojawia się „od wielkiego dzwonu” i to głównie w doraźnych sprawach politycznych. „Dzięki” takiemu partyjnictwu nie mamy swojego posła, jesteśmy jedynie zagłębiem tanich i łatwych głosów. Aby tego dowieść nie trzeba być wybitnym politologiem, wystarczy przejrzeć wyniki z ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych. A skutki widać na codzień.
Wprawdzie minister Gowin i inni przedstawiciele resortu twierdzą, że zaproponowana przez nich zmiana niczego dla interesantów nie zmieni, ale… . Trzeba naprawdę sporo dobrej woli aby w to uwierzyć, mając na uwadze obecną sytuację np. w ZUS-ie, kiedy do zdrowego lekarza–orzecznika w Ostrołęce jadą kilkadziesiąt kilometrów schorowani nierzadko ludzie aby uzyskać opinię w sprawie renty. A paszporty? Przykładów jest zresztą znacznie więcej. Zamiast oczekiwanego skrócenia obywatelowi drogi do urzędu (co już zaczęło nieśmiało kiełkować po roku 1989), znów mamy coraz większą centralizację państwa. Zapewne kolejną reformą będzie likwidacja powiatów, które przecież w założeniu miały być wysuniętymi w teren placówkami administracji rządowej. Wracajmy jednak do naszego sądu. Pracownicy sądu obawiają się, że proponowana reforma przysporzy nowych podopiecznych Urzędowi Pracy, gdyż z pewnością nie będzie w zamiejscowych wydziałach tylu etatów ile jest obecnie w sądzie rejonowym. Sędziów zwolnienia nie dotkną, ale pozostały personel?  
 Podczas ubiegłotygodniowej sesji Rada Powiatu ostrowskiego przyjęła stanowisko, podobne do wspomnianego wcześniej stanowiska Zarządu Powiatu, sprzeciwiające się likwidacji Sądu Rejonowego w Ostrowi. Czy to jednak wystarczy aby powiedzieć: „nie idźcie tą drogą”, reformatorom z Ministerstwa Sprawiedliwości? Trudno przewidzieć. Pracownicy ostrowskiego sądu postanowili na to nie czekać i wzięli sprawy w swoje ręce. Od ponad dwóch tygodni trwa akcja zbierania podpisów pod protestem przeciwko gowinowskiej reformie. Podczas ostatnich dwóch niedziel zbierano je również w ostrowskich kościołach Opatrzności Bożej i Wniebowzięcia NMP, a na co dzień formularze znajdują się w recepcji sądu i jak twierdzą organizatorzy akcji, bardzo liczni mieszkańcy odwiedzają budynek sądowy przy ulicy Prusa jedynie po to aby złożyć swój podpis pod protestem. Do tej pory podpisało się niespełna 6 tys. ostrowian. Jak na ponad 75-tysięczny powiat to chyba stanowczo za mało. Nasi dziadowie mawiali: „cudzego nie chcemy, swego nie damy”. Albo chcemy być społeczeństwem obywatelskim, które zabiera głos w swoich sprawach i nie wyraża zgody na zdalne sterowanie, albo przyjmijmy zasadę, że „góra” wie lepiej co nam potrzeba do szczęścia i siedźmy biernie przed telewizorami, zżymając się bezsilnie podczas oglądania na małym ekranie kolejnych „rewolucyjnych” pomysłów. Kiedy jednak ockniemy się z letargu, nie dziwmy się zbytnio, że mieszkamy w zapyziałej, prowincjonalnej mieścinie, z której wszędzie jest daleko i gdzie diabeł mówi „dobranoc”. Czy naprawdę nie szkoda? Gdyby ktoś zdecydował się na złożenie swojego podpisu pod protestem, niech zabierze ze sobą dowód osobisty gdyż wymagany jest numer PESEL-u.
Andrzej Mierzwiński

6 292 views

Zamieścił: admin

Udostępnij ten artykuł na
Przeczytaj poprzedni wpis:
Śliska sprawa… (07.02.2012)

Jak sama nazwa wskazuje, sportami najbardziej odpowiednimi do uprawiania zimą, są sporty zimowe.  Wprawdzie nie wszystkie one są możliwe na...

Zamknij